Lubię zatopić się w sofie i nic nie robić. Palcem nie ruszyć,
głowy nie obciążać. Chwila dla Taty. Brawo ja.
Z zewnątrz wygląda to tak jakbym siedział i się nudził, ale
rzecz jasna to pozory bo w rzeczywistości trwa burza mózgu.
Plan snuje się sam i jest znakomity.
Za chwilę zrobię makaronik.
Tylko jaki? Mam ochotę na jakiś mały kulinarny eksperyment, ekstrawagancję
jakąś. Dzieło sztuki. Dobra, mamy to.
Co dalej? Co po obiedzie?
Jak to co? Meczyk jest. Browarek się chłodzi, chipsy „Mega paka zielona
cebulka” zakupione. Twitterek będzie
hulał.
Potem…może basen? Też przecież muszę mieć czas dla siebie. W
końcu weekend jest dla wszystkich.
Okej, pasuje, a…. wieczorem?
…..wieczorem szybko ogarnę dzieciaki, bajeczka- książeczka, buzi, dobranoc a potem… coś
się znajdzie.
Organizacja wzór. Tata wzór, porządek będzie. No.
Podchodzi Dziki Zwierz. Na spacer chce, za potrzebą. Niby
każdy ma potrzeby, ale jego zawsze są ważniejsze. Dobra – wygrałeś. Idziemy.
Obsuwa w realizacji planu – 20 minut.
Ledwo wracam ze spaceru słyszę – Pobawisz się ze mną?
Brzdąc czeka w pełnym rynsztunku. Na sobie ma strój
policjanta, trzymanym w ręku lizakiem wskazuje kierunek na górę. W jego pokoju przygotowana jest już do interwencji
zminiaturyzowana szkoła policyjną w Szczytnie. Radiowozy wszelkich rozmiarów
kontra plastikowo – ołowiane wojsko.
A więc wojna!
Obsuwa - tylko 20 minut, bo rzeź przerywa Starszy Brat
prosząc o ciszę i pomoc w zadaniu domowym.
Zrozumienie czego w tych czasach nauczyciele wymagają od
dzieci, przekazanie bezsensowych uwag niewidzialnemu adresatowi plus sprawdzanie
poziomu przyswajania wiedzy zajmuje mi kolejne cenne minuty…. dokładnie nie
wiem ile, ale za dużo.
Co na obiad? –gdy z młodocianych ust pada takie pytanie
wiadomo, że czas się kurczy. Ale zaskoczony nie jestem, nie dzisiaj.
Makaronik – się uśmiecham i rozwijam myśl -zrobię coś
dobrego, może…
A nie mogą być naleśniki? – czas się zwijać.
Mogą. Będą. Już robić?
No to robię. Między trzecim a czwartym „dziełem sztuki” zerkam
na zegar i widzę, że meczyk trwa w najlepsze od 30 minut.
Włączam telewizor, ale unikam patrzenia na zegar, zagaduję
komentatorów bo nie chcę poznać wyniku.
Nagram sobie i wieczorem, po wszystkim, na spokojnie obejrzę.
Arsenal prowadzi? Kto strzelił? – głos Starszego Brata zaszedł
mnie od tyłu. Dobrze, że nie powiedział „Kto
strzelił tego jedynego gola?” myślę i
słyszę – O Sanchez! I to przed chwilą.
Obiad palce lizać. Pora
na zajęcia w podgrupach.
Szybko przekonuję się, że basen w pojedynkę jest bez sensu. Takie wyjście solo pachnie wręcz depresją. Zabieramy się więc we trójkę żeby było z kim pogadać, wesoło żeby było. Żeby nudę zabić.
A gdy wracamy to już się kąpać nie trzeba więc dłużej poczytać można....Nie szybciej, nie ogarnąć, nie bajeczka-ekspresowa książeczka, tylko w tempie Żółwika Samiego :)
Zielona cebulka czeka - zaczeka.
Meczyk - obejrzę jutro.
Tylko wcześniej wszystko dokładnie sobie zaplanuję. Jak zawsze na sofie.
Masz czarodziejską sofę, bo przenosi Cię w inny świat. Ja mam taki magiczny fotel;) Zaplanowane życie jest nudne, że hej. A ten kto żyje bez dzieci nie wie co traci;)
OdpowiedzUsuńMasz czarodziejską sofę, bo przenosi Cię w inny świat. Ja mam taki magiczny fotel;) Zaplanowane życie jest nudne, że hej. A ten kto żyje bez dzieci nie wie co traci;)
OdpowiedzUsuń