Potok swobodnych myśli i zaproszenie do rozmowy. Trochę na wesoło, trochę na poważnie, ale przede wszystkim szczerze. O wielkich sprawach Małych Ludzi z męskiego, a dokładniej tatowego punktu widzenia.

piątek, 15 września 2017

Klapki na oczach.



Obiad był naprawdę smaczny. Klasyka: kotlecik, ziemniaczki, mizeria. Wszystko w idealnych proporcjach, świeże i ciepłe. Takie akurat. Z miłym uczuciem sytości zebrałem talerze i odstawiłem do kuchni. Zmywarka może chwilę poczekać przed ponownym włączeniem. Kiedy skierowałem się na sofę by "wszystko się w brzuszku ułożyło" usłyszałem nieśmiało zadane pytanie Brzdąca.

- Możemy coś słodkiego?
- Co takiego? - zdziwiłem się.
- Coś słodkiego. Możemy? - pytanie wróciło
- Przecież dopiero był obiad.
- No i?
- No i.....- zawahałem się - to nie czas na deser.
- Dlaczego?
- Bo za wcześnie.
- Dlaczego?
- Bo nie je się deseru tak....od razu po obiedzie.
- Dlaczego? - drażni się ze mną kurde czy nie rozumie.
- Bo się nie je - warknąłem.

Potem też było klasycznie. Poleciała łezka, padło przykre słowo, które wróciło ze zdwojoną siłą. Ruszyła lawina złych emocji.

Stanąłem w kuchni chowając się za lodówką. Przeczekać? Uciec? Co robić?

- Dlaczego nie mogą zjeść nic słodkiego? - pytanie od Lepszej Połowy może było i ciche ale na pewno nie nieśmiałe.
- Bo deseru nie je się tak od razu po obiedzie - trzymałem się wyznaczonej wcześniej jedynej słusznej linii.
- A kiedy się je? - zepchnęła mnie na liny.
- Później?
- Kiedy jest później? - posłała mnie na deski.
- Nie wiem, ale nie tak od razu.
- Dlaczego?
- Dobra! Niech zjedzą! Proszę! Ja nic nie wiem, nie znam się! - histeryk rzucił ręcznik. Nokaut!

I zjedli. I na pewno im smakowało.

Chciałem dobrze czy chciałem po swojemu?  - dopadło mnie kilka dni później. Odpowiedź była zawstydzająca. W jej znalezieniu pomogła inna historia.

Na rysunku w książce pierwszoklasisty trzeba było odróżnić przyrodę nieożywioną od ożywionej i tą drugą pomalować na odpowiednie kolory. Sprawna ręka Brzdąca naniosła brąz na pień drzewa i zieleń na trawę. Płatki kwiatów stały się żółte podobnie jak słońce. Tylko chmury zostały jakieś takie nie pomalowane.

- Zapomniałeś pomalować chmurki?
- Nie - odpowiedział.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Ale przecież na rysunku są białe....
- Ale przecież są białe - powtórzył.
- A powinny być niebieskie.....zawsze były.
- Ale przecież są białe.
- Pani może uznać, że nie zaliczyłeś chmurek do przyrody ożywionej - skąd ten upór u dorosłego....?
- Ale przecież są białe - skąd ten upór u dziecka?
- Pomaluj na niebiesko.

I pomalował patrząc prosto w oczy dorosłego i mrucząc prowokująco "maluję chmury na niebiesko choć przecież są białe".....I miał rację. Ale na wycofanie było już za późno. Chociaż nie. Raczej nikt nie wpadł na to by się wycofać. Zadziałał mechanizm DWL czyli Dorosły Wie Lepiej.

Intencje? Może i szlachetne i na pewno trzymające się norm - i społecznych i zawartych w rodzinnej tradycji, ale czy mądre? Często nie ma czasu by się nad tym dobrze zastanowić. Liczy się efekt. Deser kiedy powiem bo wiem lepiej kiedy jeść ( może kiedyś ktoś mi wyznaczał słodką chwilę?). Kolor chmurki jaki zaproponuję (bo "CO POWIE PANI?" )

Idiotyzm.

Nieświadomie co jakiś czas próbuję zdusić w małym człowieku umiejętność samodzielnego myślenia i działania dostosowując go do świata pełnego ludzi upartych i omylnych. Takich jak ja. Z klapkami na oczach.