Potok swobodnych myśli i zaproszenie do rozmowy. Trochę na wesoło, trochę na poważnie, ale przede wszystkim szczerze. O wielkich sprawach Małych Ludzi z męskiego, a dokładniej tatowego punktu widzenia.

poniedziałek, 23 października 2017

Szukam klucza.


Szukam klucza do dwunastolatka. Ktoś wie gdzie go znajdę? Ktoś wie gdzie on jest? Nie jestem głupi, wiem, że nie kupię go ani w hipermarkecie ani na pchlim targu. Może zwyczajnie takie klucze już się skończyły a może nigdy nie były w sprzedaży. Nie ma sensu go też pożyczać a ten, który próbował przekazać mi ojciec od dawna do tego zamka nie pasuje.

Dorabianie nie wchodzi w grę, choć wybór u ślusarza ogromny. Wytrych też nie pomoże bo jak się złamie to zablokuje zamek na dobre. Potrzebny mi klucz prawdziwy. Jedyny. Taki na szyję żeby nie zgubić. Taki na zawsze. Tylko mój.

Chcę nim otworzyć drzwi na których od jakiegoś czasu wisi kartka: 


SEKRETY, UCZUCIA, OBAWY, RADOŚCI. NIE WCHODZIĆ!

Obiecuję, że jak wejdę - nie zabawię długo. Tylko się troszkę rozejrzę. Może jeszcze zdążę zrobić zdjęcie - bo na pewno nie zdołam zapamiętać wszystkiego. Ale będę mądrzejszy. Coś może w końcu zrozumiem. Pojmę coś. Oświeci mnie i krzyknę EUREKA! I wtedy stworzę plan taki, który zadziała bo te wszystkie do tej pory to....szkoda gadać.

Klucz ukryty w ostrzeżeniach i karach guzik dał choć lista konsekwencji długa i prawie niewyczerpana. Tyle, że człowiek łapie się w pewnym momencie na tym, że stoi przy drzwiach do dziecięcego  pokoju z łomem gotowy roznieść je w drzazgi. I wtedy wie, że to początek końca.

Bycie kumplem dwunastolatka to narażenie się na śmieszność i bywa mało wiarygodne a postawa  surowego ojca nie jest w mojej naturze. Zabawa w policjanta i złodzieja nigdy mnie nie bawiła a brania na litość nie umiem sobie wyobrazić. 

Gdzie jest klucz? A może go zgubiłem i nigdy nie znajdę? A może znajdę za dziesięć lat, dwadzieścia? A może mój syn wręczy mi go osobiście, a  może wyśle do paczkomatu, a może  położy pod choinką? A może wsunie do trumny....

Do niedawna myślałem, że kluczem do własnego dziecka jest słowo. Może nawet kilka - poproszę, słucham, no powiedz, jestem. Ale one działały tylko przez chwilę.....parę lat tylko. Od jakiegoś czasu niczego już nie otwierają. Może padają za rzadko? Albo... za głośno?  Wiem tylko, że kiedy nie działały to potem po cichu, intymnie nie padały prawie wcale. Rosły tylko decybele. Rosły tak, że aż przerosły.

Może klucz jest w ciszy?

W nic nie mówieniu?

A może w zatrzymaniu?  Spokojnym spojrzeniu?

Pewnie w miłości. Cierpliwości. Uważności.

Obecności.

Łatwo pomyśleć i powiedzieć. Trudno znaleźć.

Klucz.