Potok swobodnych myśli i zaproszenie do rozmowy. Trochę na wesoło, trochę na poważnie, ale przede wszystkim szczerze. O wielkich sprawach Małych Ludzi z męskiego, a dokładniej tatowego punktu widzenia.

środa, 13 stycznia 2016

Matka jest tylko jedna. I ojciec też.


Kilka dni temu mu się przyjrzałem. Chyba pierwszy raz zrobiłem to tak uważnie i przede wszystkim świadomie. Badałem wzrokiem niemal każdą tkankę jego twarzy, każdy wystający z brody włos, kształt nosa i wielkość uszu. Na dłuższą chwilę zatrzymałem się przy oczach sprawdzając stan nasycenia tęczówek i siłę blasku źrenic. Nie miałem porównania z tym co było wcześniej więc nie umiałem stwierdzić czy czy kolor zmatowiał a błysk stał się wyłącznie iluzją.

Słuchałem tego co mówi. Cierpliwie, bez pośpiechu, rozbierając słowa na litery a dźwieki na nuty. Zaciekawiła, a nawet rozbawiła mnie trochę  mimika jego twrzy. Gdyby odciąć ją od słów, odseparować na zawsze od melodii jego głosu byłaby jedynie serią skurczów o większym lub mniejszym natężęniu na którą lekarz wystawiłby receptę.

Uśmiechnął się. Zaśmiał nawet. Chrząknął. Rozejrzał. Wstał. Usiadł. Poprosił o coś do picia. Poprawił koszulę. Poskarżył, że go boli tam gdzie zawsze i że czuje się zmęczony.Potem zamilkł na dłuższą chwilę i siedział z rękoma splecionymi na klatce piersiowej trzymając zbolały odcinek L3 jak najdalej od oparcia wygodnego krzesła.

Ojciec.  Mój Ojciec. Tata. Mój Tata.

Kilka dni później, podczas wizyty u znajomych powtórzyłem ten rytuał. Może pomyliłem kolejność, może wszystko pokręciłem, ale uśmiechnąłem się (nawet zaśmiałem), odchrząknąłem( i to nie raz) bo może chciało mi się pić. Wstawałem i  siadałem a kiedy już siedziałem to poprawiałem koszulę,. Ale przede wszystkim podczas rozmowy przy stole kiedy przez dłuższą chwilę nie miałem nic do powiedzenia poczułem jak ręce same zaplatają się na piersiach a kręgosłup szuka instynktownie bezpiecznej przestrzeni by dokuczający chyba od zawsze odcinek L3 nie stykał się z oparciem krzesła...

Kalka. Odbicie w lustrze. Szablon.

A przecież przez wszystkie licealne i studenckie lata wydawało mi się, że nic nas nie łączy. Ani charakter czy przyzwyczajenia ani słabości czy namiętności. Przeciwnie! Na każdym kroku demonstrowałem swoją odmienność i niezależność, przekonywałem się uparcie , że więcej nas różni niż łączy. Na nic to się zdało. Koniec końców geny mnie dopadły a krew z krwi zalała....

Zbyt głośno mówię przez telefon, wącham każde jajko zanim wbije je do jajecznicy, nie byłem entuzjastą Dziekiego Zwierza w domu a stałem się jego głównym wyprowadzaczem. Uderzam palcami w kierownicę w rytm muzyki i nie lubię gdy ciepłe staje się zimne.

To tylko czubek góry lodowej naszych podobieństw i cech, które nas łączą. Nie chcę i nie mogę napisać więcej, bo nie jestem tu dziś sam.

Czuję ciężar skóry zdjętej z ojca. I czy mi się to podoba czy nie będę ją nosił. A potem ją przekaże zapewne bez pytania o zgodę.
 

wtorek, 5 stycznia 2016

Świnia.


Super Farmer. Znacie? Gromada królików, stado owiec, świnie przy korycie, bezgłośna krowa i samiec alfa czyli koń. Jak zbierzesz wszystkiego po jednej sztuce wygrywasz.
Trochę to trwa bo raz, że nie zawsze rzucona kostka pokazuje to co chcesz a dwa, że raz na jakiś czas trafić się może lis albo wilk, które pożerają całe stadko wraz z kopytami, ogonami i uszami. Nic nie zostaje oprócz poczucia porażki i krępującej ciszy współgraczy. No chyba, że masz psa. A najlepiej dwa. Biały chętnie pogoni za lisem, brązowy zabawi się z wilkiem. Szczujesz nimi wściekliznę a zwierzyniec ocaleje. Fajna gra z ciekawą historią sięgającą drugiej wojny światowej. Mieszanina strategii i szczęścia bez toksycznej rywalizacji....(do czasu)





Któregoś świątecznego wieczoru postanowiliśmy się sprawdzić. Super Farmerem jeszcze nie byłem więc parcie na tytuł było spore.(NAJ)Szybszy okazał się jednak Brzdąc, którego nie zawodziła ani kostka, ani zwierzęta ani intuicja. Starszy Brat wzorowo zaakceptował rolę drugiego, bo trzeci byłem ja.

Następnego dnia poobijany emocjonalnie, ale z mocnym postanowieniem odkucia się cisnąłem by usiąść do stołu. Sprzeciwu nie było.

Siadamy, gramy, rzucamy...przegrywam. Co rusz lisią kitę widzę, co mi wywleka z farmy królicze maleństwa. Albo wycie słyszę - tylko nie wiem czy to wilk syty, czy owca nie cała czy dzieciak ubawiony.
Wszyscy sobie radzą, lepiej lub gorzej a ja nic. Dupa nie farmer.

W tym samym czasie chlewik i obórka Brzdąca pękają w szwach. Króliki nie mieszczą się w klatkach, krowy się tłoczą, świnie żałośnie kwiczą.

Jak mu to wszystko łatwo przychodzi... tak samo z siebie - zerkam z zazdrością i podziwem.

Do zwycięstwa Brzdącowi brakuje tylko konia. Ale konia może dostać jak odda dużego, brązowego psa. A psa ma!

- Mały - mówię z podnieceniem w głosie - możesz sobie wymienić psa na konia. Jak tak zrobisz - wygrasz.

- Dobrze - pada bez przekonania.

-Chcesz?

-Tak.

- Ok, to dajcie konia, Brzdąc robi wymiankę, ale.....- waham się bo coś mi się przypomniało - Jeśli po wymianie wyrzucisz za chwilę, w ostatniej kolejce wilka to stracisz wszystko....Wszystko. Całe stado. To duże ryzyko. To jak? RyzykujeMY?

-Tak.

Oczywiście wiecie co wyrzucił, prawda?

Pieprzony, karłowaty, zapchlony kundel z przerośniętym ego!!!!!!!

Patrzę na te cztery żałosne łapy uciekające co tchu do ciemnego bezpiecznego lasu i łapczywy pysk wypchany domowymi zwierzątkami. Wołam STÓJ BYDLAKU ale nie reaguje! Z bezsilności zapadam się w sobie. Podnoszę wzrok na Starszego Brata i czuję jak przejeżdżający walec miażdży mi żebra.

"Po co przyspieszałeś" - głos Lepszej Połowy wbija mnie na pal.

Otrząśnij się!!! Wiesz ci robić, co powiedzieć i jak się zachować? Ojciec wszystko bierze na klatę i działa. No to działam.

- Mały, przepraszam....

- Tato, nie przepraszaj - porcelanowa bródka pęka wzdłuż i wszerz.

- To moja wina.....

- Nie, nie twoja. To ja podjąłem decyzję - słona kropla uczepiona na rzęsach walczy z grawitacją. .

- Tak, ale ja Cię do tego namawiałem. Dorośli czasem mówią takie rzeczy, a dzieci się słuchają. Ty posłuchałeś, ale wcale nie musiałeś. Źle Ci doradziłem. Cofniemy grę do tego momentu i rzucisz jeszcze raz a ja już nic nie powiem.

- Nie trzeba. Nie chcę. Tato! Przegrałem bo tak zdecydowałem. To nie twoja wina. Tato. JA tak zdecydowałem.... - kropla spadła, bródka pękła, tata się zamknął.

Przerósł mnie swoją dojrzałością. Honorowy pięciolatek z zasadami. Nieprzejednany i stanowczy. Przegrany a zwycięski. Mistrz Yoda.

A ja?

Zostałem sam w środku huraganu. Zniknąłem pod lawiną. Wciągnęły mnie ruchome piaski. Znikąd pomocy. Mogę sobie wołać i wołać do skutku I tak nikt nie przybędzie z odsieczą.


Prosty chłop bez smykałki do interesów, który w Super Farmerze najczęściej wyrzucał kostką świnię.