Potok swobodnych myśli i zaproszenie do rozmowy. Trochę na wesoło, trochę na poważnie, ale przede wszystkim szczerze. O wielkich sprawach Małych Ludzi z męskiego, a dokładniej tatowego punktu widzenia.

poniedziałek, 1 maja 2017

Równy i równiejszy.




Tak, że tak – pomyślałem sobie kiedy kolejny raz usłyszałem, że jestem niesprawiedliwy. A słyszę to dość często. Powód zawsze się znajdzie. Starszy Brat najczęściej zarzuca mi niesprawiedliwość kiedy musi opuścić wygodną sofę i pomaszerować do swojego pokoju żeby przyjrzeć się bliżej historii Rzymian, rozmieszczeniu parków narodowych albo zaprzyjaźnić się z angielskimi czasownikami nieregularnymi. Świat w takich momentach sprzysięga się przeciwko niemu. Sojusznicy go opuszczają a wrogowie czają się za każdym rogiem. Na ich czele stoi oczywiście Brzdąc. Jego przedszkolny (jeszcze tylko przez cztery miesiące) wiek i związany z nim brak obowiązków szkolnych drażni, irytuje i staje się jawnym powodem wielkiej dziejowej niesprawiedliwości za którą odpowiada rzecz jasna ojciec bo akurat był pod ręką. Przyłapany, osądzony i skazany. Całe zło to ja.

Ale dla Brzdąca wiek wcale nie jest atutem lecz ciężarem. To wielki balast od którego nie sposób się uwolnić. Bo przecież jak się ma jedyne sześć wiosen nie wszystko w telewizji nadaje się dla oczu i uszu a większość atrakcji jest dla….starszych.  Samemu prawie nigdzie wyjść nie można a kiedy INNI (najczęściej starsi) noszą czapki z daszkiem wciąż trzeba zakładać „tę zimową”. Czy muszę mówić jak bardzo jest to NIESPRAWIEDLIWE?

Tłumaczenia, że każdy wiek ma swoje prawa i obowiązki, plusy i minusy, za a nawet przeciw – nic nie dają. Dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu ( z nielicznymi wyjątkami) jestem pod ostrzałem artyleryjskim i jedyne co mogę zrobić gdy argumenty rozpryskują się na tysiące odłamków to mruknąć pod nosem – tak, że tak.

Przyzwyczaiłem się już do tego, że jestem niesprawiedliwy w obszarze działalności żywieniowej bo dzieląc czekoladę robię to tak, że zawsze któryś ma większy kawałek a nakładając penne przydzielę dwie rurki więcej jednemu albo drugiemu. Mam świadomość, że drzemią we mnie rezerwy w dziale kulturalno oświatowym gdyż tu nie zachowuję odpowiednich, sprawiedliwych proporcji w przydzielaniu minut przed telewizorem czy tabletem.  A poza tym wciąż popełniam ten same grzechy czytając za dużo jednemu a za mało łaskocząc drugiego.  

Nie słucham tak samo, nie patrzę tak samo, nie kocham tak samo.

Przecież to nieprawda, prawda?

Nieprawda?

Niestety. Prawda.

Złapałem się na tym kilka dni temu kiedy Brzdąc skarżył się na bóle brzucha. Bolało mocno trzy dni. Skończyło się lekarzem, badaniami i diagnozą, że to wirus. Przez cały czas ktoś z nim był. Masował brzuszek, podawał miętę, rozmawiał, pocieszał i współczuł. Kiedy po bólu nie było już śladu wirus zaatakował Starszego Brata. Może zrobił to ze zdwojoną siłą, może się zmutował, fakt, że bolało jak jasna cholera. Też było masowanie, też mięta, też współczucie. Ale było też oczekiwanie żeby przestało boleć. Już. Natychmiast. W tej chwili. 

Starszy Brat wyczuł to przez skórę i dopadły mnie słowa – włócznie grotem zimnym zakończone, że nie ma równych w tym domu, że jedni dostają więcej a inni mniej.

I miał rację. W tym konkretnym przypadku miał Chłopak rację. 

Podświadomie odbierałem mu prawo do cierpienia. Bo jest większy.
 
Pospieszałem. Bo wystarczy.


Cisnąłem i wyczekiwałem powrotu do formy. Bo szkoła.

Strzeliłem się w myślach w szczękę niczym Anthony Joshua Władimira Kliczkę. Za karę. Padłem na deski  lekko zamroczony. A potem mnie otrzeźwiło. Taki samosąd czasem jest konieczny by widzieć rzeczywistość ostrzej i wyraźniej. Żeby przyglądać się innym i sobie nieco wnikliwiej i nie twierdzić, że jak kocham to z automatu jestem sprawiedliwy bo to złuda. Żeby nie zaniedbać. Nie zapomnieć kto tu jest dla kogo.

Żeby nie gadać bez sensu….tak, że tak.

1 komentarz:

  1. Ja mam tylko jednego syna (4 l.), ale może coś podpowiem: postąpiłbym jak Pan, bo im chłopak starszy tym relacje z ojcem przekształcają się z "obrońcy" i "wybawcy" w "kumpla, który wspiera, mobilizuje, ale już tak nie użala się (tu w znaczeniu troski-bez negatywnych konotacji) nad potomkiem. Myślę, że kiedy syn zobaczy, że traktuje się go jako co raz bardziej dorosłego, wytrzymałego to nie powinien czuć się "tym gorszym". Temat jednak jest bardziej skomplikowany, bo jak pokazuje przykład Josepha Bartona wychowanie ojcowskie niejedno ma imię, a trudności tysiące. Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie rzetelne relacje sportowe i przekazywanie młodym ludziom wspaniałych wartości.

    OdpowiedzUsuń