Potok swobodnych myśli i zaproszenie do rozmowy. Trochę na wesoło, trochę na poważnie, ale przede wszystkim szczerze. O wielkich sprawach Małych Ludzi z męskiego, a dokładniej tatowego punktu widzenia.

piątek, 20 listopada 2015

Plan doskonały.




Lubię zatopić się w sofie i nic nie robić. Palcem nie ruszyć, głowy nie obciążać. Chwila dla Taty. Brawo ja.
Z zewnątrz wygląda to tak jakbym siedział i się nudził, ale rzecz jasna to pozory bo w rzeczywistości trwa burza mózgu.

Plan snuje się sam i jest znakomity.

 Za chwilę zrobię makaronik. Tylko jaki? Mam ochotę na jakiś mały kulinarny eksperyment, ekstrawagancję jakąś. Dzieło sztuki. Dobra, mamy to.

Co dalej? Co po obiedzie?

Jak to co? Meczyk jest.  Browarek się chłodzi, chipsy „Mega paka zielona cebulka”  zakupione. Twitterek będzie hulał.

Potem…może basen? Też przecież muszę mieć czas dla siebie. W końcu weekend jest dla wszystkich.  

Okej, pasuje, a…. wieczorem?
…..wieczorem szybko ogarnę dzieciaki,  bajeczka- książeczka, buzi, dobranoc a potem… coś się znajdzie.

Organizacja wzór. Tata wzór, porządek będzie. No.

Podchodzi Dziki Zwierz. Na spacer chce, za potrzebą. Niby każdy ma potrzeby, ale jego zawsze są ważniejsze. Dobra – wygrałeś. Idziemy.
Obsuwa w realizacji planu – 20 minut.

Ledwo wracam ze spaceru słyszę   Pobawisz się ze mną?
Brzdąc czeka w pełnym rynsztunku. Na sobie ma strój policjanta, trzymanym w ręku lizakiem wskazuje kierunek  na górę.  W jego pokoju przygotowana jest już do interwencji zminiaturyzowana szkoła policyjną w Szczytnie. Radiowozy wszelkich rozmiarów kontra plastikowo – ołowiane wojsko.
A więc wojna!
Obsuwa - tylko 20 minut, bo rzeź przerywa Starszy Brat prosząc o ciszę i pomoc w zadaniu domowym.

Zrozumienie czego w tych czasach nauczyciele wymagają od dzieci, przekazanie bezsensowych uwag niewidzialnemu adresatowi plus sprawdzanie poziomu przyswajania wiedzy zajmuje mi kolejne cenne minuty…. dokładnie nie wiem ile, ale za dużo.

Co na obiad? –gdy z młodocianych ust pada takie pytanie wiadomo, że czas się kurczy. Ale zaskoczony nie jestem, nie dzisiaj.
Makaronik – się uśmiecham i rozwijam myśl -zrobię coś dobrego, może…
A nie mogą być naleśniki? – czas się zwijać.
Mogą. Będą. Już robić?

No to robię. Między trzecim a czwartym „dziełem sztuki” zerkam na zegar i widzę, że meczyk trwa w najlepsze od 30 minut.
Włączam telewizor, ale unikam patrzenia na zegar, zagaduję komentatorów bo  nie chcę poznać wyniku. Nagram sobie i wieczorem, po wszystkim, na spokojnie obejrzę.
Arsenal prowadzi? Kto strzelił? – głos Starszego Brata zaszedł mnie od tyłu.  Dobrze, że nie powiedział „Kto strzelił tego jedynego gola?”  myślę i słyszę – O Sanchez! I to przed chwilą.

Obiad palce lizać. Pora na zajęcia w podgrupach. 

Szybko przekonuję się, że basen w pojedynkę jest bez sensu. Takie wyjście solo pachnie wręcz depresją. Zabieramy się więc we trójkę żeby było z kim pogadać, wesoło żeby było. Żeby nudę zabić. 

A gdy wracamy to już się kąpać nie trzeba więc dłużej poczytać można....Nie szybciej, nie ogarnąć, nie bajeczka-ekspresowa książeczka, tylko w tempie Żółwika Samiego :)

Browarek czeka...zaczeka.
Zielona cebulka czeka - zaczeka.
Meczyk - obejrzę jutro.

Tylko wcześniej wszystko dokładnie sobie zaplanuję. Jak zawsze na sofie.

2 komentarze:

  1. Masz czarodziejską sofę, bo przenosi Cię w inny świat. Ja mam taki magiczny fotel;) Zaplanowane życie jest nudne, że hej. A ten kto żyje bez dzieci nie wie co traci;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz czarodziejską sofę, bo przenosi Cię w inny świat. Ja mam taki magiczny fotel;) Zaplanowane życie jest nudne, że hej. A ten kto żyje bez dzieci nie wie co traci;)

    OdpowiedzUsuń